Tagi

Rok temu, gdy miałam już za sobą „pierwsze koty za płoty” (czyli mini-podróż po Katalonii), zamarzyło mi się zobaczyć esencję hiszpańskości; ten fragment Półwyspu Iberyjskiego, z którym wszyscy utożsamiają stereotypową Hiszpanię: corrida, flamenco, guitarra, wąskie uliczki i bielone domy, gazpacho i ajoblanco con uvas 🙂 Zapragnęłam zobaczyć na własne oczy wspaniałą architekturę będącą mieszanką wielu kultur: arabskiej, żydowskiej, chrześcijańskiej.  Chciałam usłyszeć ich dialekt i przekonać się, czy faktycznie ich nie zrozumiem 🙂 Jednym słowem: zafascynowała mnie Andaluzja. Ale samo marzenie to nie wszystko, trzeba mieć jeszcze jakieś towarzystwo do podróży 😉 A z tym już nie idzie tak szybko jak z przekopaniem internetu w poszukiwaniu TEJ wycieczki. Szczęśliwie dla mnie, udało się ze wszystkim, czas do wyjazdu dłużył się niemiłosiernie a ja w każdej wolnej chwili zaczytywałam się w książkach o Andaluzji, historii sztuki i architektury, nawet porwałam się na „zredagowanie” własnego przewodnika po miejscach, które mieliśmy w planie odwiedzić. Pościągałam zdjęcia z internetu, zamieściłam info w tzw. „pigułce”, zrobiłam spis treści, włożyłam w okładki i spięłam. Profeska 😀 Serce już mi się rwało do wyjazdu, ale cóż, kalendarza nie przegadasz. Odkąd zarezerwowałyśmy wycieczkę, przeznaczyłam jeden zeszyt na wspomnienia z podróży (i z przed podróży oczywiście też :)), niebawem muszę uzupełnić go o refleksje po podróży 😀