Przykra sprawa, ale wszystko co dobre, szybko się kończy, i nadszedł mój ostatni dzień w Madrycie 😦
8.30 Już po śniadaniu. Strasznie smutno i nerwowo. Walizka nie wygląda mi na 15 kg no ale dla pewności zważę na lotnisku. Co mnie przeraża, to ta torba podręczna, która waży mega dużo według mnie, i nie wiem jak ja to wytacham do wyjścia wszystko. Na Cibeles pojadę chyba autobusem, skoro mam jeszcze tyle przejazdów na mym metrobusie 🙂
Teraz ruszam na Las Ventas zrobić ostatnie zdjęcia, i zdążę jeszcze wrócić do pokoju i wymeldować się przed 12
W ogóle to zastanawiałam się, gdzie ja muszę iść po wyjściu z metra, bo przecież nie wiem, ale szczęśliwie okazało się, że wyjście z metra jest dokładnie przed areną 🙂
Czyż to nie jest piękne? Pomijam kwestię etyczną, bo tu nie chodzi teraz o to, kto jest za a kto przeciw, ale architektura jest powalająca. To największa (mieści 24 tys. widzów) arena korridy w Hiszpanii, i druga na świecie.
Jak można się zorientować, obeszłam ją naokoło, czekając aż wycieczka, na którą trafiłam, spakuje się do autokaru i umożliwi mi zrobienia zdjęć pomników bez nich w roli głównej.
Na murze przy arenie znajduje się rzeźba 3D:A już nie ma murze pomniki ku chwale największych torreadorów
Zrobiłam zdjęcia i wróciłam na godzinkę do hotelu. Potem się wymeldowałam, zostawiłam bagaże i poszłam opłotkami do Sabatini
Przyszedł czas opuścić mój pokoik z jakże fantastycznym widokiem z okna 😀
Zabrałam gazetę, i poszłam do parku posiedzieć i poczytać, bo cóż mi zostało? Trzy godziny do samolotu nie zostawiają dużego pola do popisu, a nie było sensu chodzić po muzeach bo i tak ciągle patrzyłam na zegarek, czy się czasem nie spóźnię. Także poczytałam trochę, ale że nie mogłam się skupić, stwierdziłam, że poszukam jakiegoś smacznego menú del día i posilę się przed podróżą. Ale jakoś nic ciekawego nie było po drodze, więc stwierdziłam, a co tam, w sumie nie chce mi się jeść, pójdę na kawę. I trafiłam do uroczej knajpki, Los Artesanos 1902: przemiła obsługa, przepyszna kawa 🙂 Szkoda, że nie trafiłam tu wcześniej, bo chyba z pół godziny przegadałam z obsługą 😉 Po kawce wróciłam do hotelu po bagaże, złapałam autobus, dojechałam na Cibeles, tam zlokalizowałam Amigę, wsiadłyśmy do kolejnego autobusu, dojechałyśmy na lotnisko, wsiadłyśmy w samolot, i cóż, jak u Shakiry, Te dejo Madrid, zostawiam Cię, Madrycie 😦
Mnie po 2 tygodniach ciężko się było rozstać z miastem, a co dopiero jej, po 3 miesiącach. No ale jakoś wróciłyśmy do rzeczywistości, prace magisterskie czekały na dokończenie… :p
Cóż, jeszcze tyle miejsc zostało do zobaczenia! Niewątpliwie jeszcze kiedyś tam wrócę, do Prado, do Retiro, na Gran Vię. Mam nadzieję, że i tych, którzy nie byli przekonani do hiszpańskiej stolicy, choć trochę udało mi się zachęcić do podróży wgłąb kraju, poza obijaniem się na Costa Brava, albo Costa del Sol 😛 Na koniec, i również na zachętę, videoclip turystyczny z 2010 roku Cuando vengas a Madrid (Jak przyjedziesz do Madrytu) 🙂 Rzecz dzieje się oczywiście na Gran Via, a tle czasem przebłyskuje mój hotel, ha! 😀