Tagi
Alcalá de Henares, Casa Natal de Cervantes, Mercado Cervantino, metro, Museo Arqueológico Nacional, Puerta de Madrid
Poprzedni wieczór minął leniwie, jak to na urlopie 🙂 Jak tylko wróciłam do pokoju, niemiłosiernie się rozlało, także już nie było sensu wyściubiać nosa na ulicę. Za to w ramach chłonięcia kultury oglądałam hiszpańską telewizję. Trafiłam na „Twoja twarz brzmi znajomo mini”, najpierw oglądałam jednym okiem a drugim patrzyłam na mapę i folderki zgarnięte z punktu informacji, natomiast od momentu kiedy zobaczyłam śpiewającego kraba, program zaciekawił mnie bardziej 😀
Jest to bez wątpienia jedna z melodii, które chodziły mi po głowie przez cały czas. Jak sami możecie się przekonać, buźki same się cieszą na ten widok 😀
No ale ale, ileż można leniuchować przed telewizorem! Nie po to leciałam tyle kilometrów, żeby tak zalegać w ciasnym pokoiku. Także około 10 wyszłam, z dość optymistycznym nastawieniem, spódnica, baletki, szaliczek. Patrzę patrzę, a tu ULEWA. Nic to, nie poddam się! Starałam się jak mogłam omijać kałuże i oszczędzić swoje „turystyczne” obuwie. Trasa oszczędzająca była dość pokrętna, ale jako, że lekko ogłupiałam na widok tego deszczu, stwierdziłam, że zrobię sobie wycieczkę do przeszłości z przed roku i pochodzę ulicami, które codziennie kilka razy przemierzałam.
Poszłam sobie na Callao, przeszłam kawałek Gran Vía, obeszłam pomnik Don Kichota, trafiłam do Jardines de Sabatini. Rzuciłam okiem na Pałac (nie zmienił się :)), weszłam do Katedry (tam przynajmniej nie padało), doszłam do końca c/Bailen i przy okazji obczaiłam restaurację RASPUTIN
Oto i deszczowe ogrody Sabatini… Poniżej kawałek Pałacu.
Pomnik JP II przed madrycką Katedrą La Almudena, oraz modlitwa do polskiego Świętego Papieża:
Co ciekawe, pewnie nie wszyscy wiedzą, że w tejże katedrze są również relikwie Św. Jana Pawła II. W związku z czym, miejsce stało się bliższe memu sercu – również wielicka kopalnia, moje szanowne miejsce pracy, takie relikwie posiada. Jak w domu!
Zmieniając temat, obiecana restauracja:
A tutaj taka ciekawostka architektoniczna 🙂
No i na metro La Latina udało mi się trafić. Pamiętam jak rok temu tu błądziłam 🙂
W metrze należy pamiętać o wskazówkach, które dała mi Rosi, moja nowa znajoma. Stanął obok mnie jakiś rosły Meksykanin, lat 50, wzrostu 150, więc ja oczywiście oczy dookoła głowy, każdy jest mym wrogiem. Metro rusza. Meksykanin dzierży pod pachą jakiś spory pakunek, wygląda na to, że moja torebka go raczej nie interesuje. Robię groźną minę, tak na wszelki wypadek. Na przeciw stoi drugi Meksykanin, młodszy, chudszy, wyższy (jak na Latynosa…). On z kolei ma jakąś walizę. <<Buenos días, señoras y señores, mamy nadzieję, że nie będzie Wam przeszkadzało, że trochę pośpiewamy!>>. No ładnie! Ten obok mnie otwiera pakunek, a tam jakieś bandżo-nie-bandżo. Jego kolega otwiera walizeczkę-skrzyneczkę, a tam wzmacniacz i mikrofon.Ha! Grunt to dobra organizacja. Pośpiewali, pozbierali drobniaczki i do widzenia państwu, przesiadamy się do innego wagonu.
Ok. 12.30
Teraz jestem w Metro Coffee i popijam cappuccino, które za mną od rana chodzi. Siedzę przy stoliku i skrobię „pamiętniczek” – muszę wyglądać dziwnie wśród tych zabieganych ludzi. Podniosłam właśnie głowę do góry zbierając myśli, i jakiś facet siedzący przy barze się właśnie we mnie wgapia. Jeszcze tego brakowało. Kolejny znajomy 50+ haha. Tylko takich przyciągam 😉 Nic to, dopijam kawę, spinam poślady i do dzieła! Czas szukać pociągu 🙂
Cercanías są do ogarnięcia, na szczęście, nie zgubiłam się, bilet zakupiłam w automacie (6,70 EUR w obie strony), wszystko ok 🙂 Zlokalizowałam odpowiedni peron, i cierpliwie czekam, taksując ludzi naokoło.
godz. 13.05
Hura hura, jadę! Muszę się bardzo wtapiać w tłum bo podeszła do mnie jakaś starsza pani, i zapytuje po angielsku, czy ten pociąg do Alcali to jedzie przez jakąś tam wieś. No to mówię, że podejrzewam, że tak, ale ja nie tutejsza wiec może lepiej niech kogoś innego zapyta 🙂 Oczywiście teraz siedzą koło mnie, i pewnie się zastanawiają w jakim to dziwnym języku piszę, bo nie mogą się rozczytać patrząc mi dyskretnie przez ramię :p
Dziś dzień grajków. Właśnie mam gitarową improwizację, nasz grajko-śpiewak stara się o każdym coś zaśpiewać! Jest super, do rymu i z humorem. Obśpiewał artykuł, który czyta pan w marynarce, teraz usiadł obok pani z naprzeciwka, która ma zasłoniętą okładkę książki i nie wiadomo co czyta. Mnie pominął, pewnie nie dostarczyłam mu rymowanej inspiracji.
Wreszcie wysiadłam. Idę oczywiście za tłumem, w nadziei, że oni do wyjścia (no bo w sumie gdzie indziej??). Ku memu zaskoczeniu (pozytywnemu), w Alcalá de Henares od razu po wyjściu ze stacji stoi budka INFO i uprzejma pani dała mi całą masę folderków, i co najważniejsze, mapkę.
Tak zaopatrzona, ruszyłam na podbój miasta uniwersyteckiego. Generalnie jeśli jakiś budynek przykuje naszą uwagę, zapewne będzie to jakiś wydział prawa, czy literatury. Taki wielki campus 🙂
Są i palmy, powiało egzotyką :p
Doszłam do głównej ulicy Starego Miasta, ulicy Księgarzy (c/de Libreros), a tu podróż w czasie!
Trafiłam na festyn MERCADO CERVANTINO, na cześć Cervantesa, tego od Kichota. Są kiermasze z jedzeniem, rękodziełem, biżuterią i także szeroko pojętym badziewiem. Sprzedawcy poubierani w stroje z epoki, zewsząd słychać jakieś dudy. No heca jak nic
To największy festyn „z epoki” w Europie. Raz w roku, na początku października, miasto cofa się w czasy Złotego Wieku, jak widać na załączonych obrazkach. W dodatku okraszone jest to sztukami teatralnymi.
Ale festyn festynem, zabytki też warto obejrzeć.
Poniżej wreszcie Uniwersytet, kto nie wierzy, jest i tabliczka:
Tak się przedstawia od środka, a raczej od strony patio:
Nieopodal Plaza de Cervantes (ach ten Cervi! Wszędzie go pełno!) ciąg dalszy festynu:
Kto nie wierzy, że było gwarno i kolorowo, niech no tylko spojrzy!
Jednak ciągle przeplata się on ze światem naukowym. Serce me aż puchło widząc budynek wydziału tłumaczeń ustnych ❤
Oczywiście nie brakuje tam wszelkich kościołów i tego typu świątyń:
Aby zbytnio nie przesadzić z rozwojem duchowym, obrałam kierunek: muzeum archeologiczne. Jako przewodnik po kopalni soli, nieco zaprawiony w bojach z neolitem, naczyniami glinianymi i innymi odkryciami z przed milionów lat, nie mogłam odpuścić tego miejsca.
Szukam i szukam, niczym walcząc z wiatrakami…
Victoria! Znalazłam, oto i mozaika dumnie zdobiąca hol:
Jest i prehistoryczny elefant, są pierwsi mieszkańcy Madrytu (który jeszcze nie był Madrytem).
Na dowód, że tam byłam, proszę się wpatrzeć po lewej – oto i ja we własnej osobie czaję się w oknie.
Archeologia archeologią, muzeum prezentuje również dokonania słownikowe. Gdyby ktoś miał wątpliwości, jak zdefiniować „kretyna”, oto podpowiedź:
Wiele ekspozycji w ciekawy i nienachalny sposób daje do myślenia. Tutaj na przykład mamy ekspozycję na temat wiary, ceremoniałów i władzy. Nieco niżej, ubrania i ozdoby:Tu z kolei skład socjalny ludności:
Mapeczka królewskich miejsc w okolicach Madrytu:
Fajnie, że część z tych miejsc widziałam: Toledo, Segovia, El Escorial rok temu, teraz Aranjuez i Alcalá de Henares. Oczywiście jest jeszcze cała masa miejsc do odwiedzenia, no ale przecież tyle lat przede mną!
Fragment z Lope de Vegi (tł. własne i nieudolne, na pilne potrzeby bloga):
„No dobra, to co jest w tym Madrycie?
-To co zawsze.
Coś nowego?
Trzy tysiące nowych sklepów,
z wszystkiego porobili sklepy…”
1. W co byś się bawił?
2. Jakie obuwie byś nosił?
3. Co byś gotował?
4. Skąd wziąłbyś oświetlenie?
5. Co byś robił?
6. Gdzie byś pojechał?
7. Jaki jest twój zawód?
Nie wiedziałam, co by tu sobie kupić, żeby to nie było tandetne ani przepłacone i ostatecznie zdecydowałam się na cudo zawieszkę z lapisem lazuli (oraz dla mamy z innym szachrajstwem), bo ma działać na niezrównoważenie emocjonalne i przyciągać fortunę, czyli jak nic, dla mnie 🙂
Czego się nie robi dla sławy :p
Sprzedawca mnie mile zaskoczył, bo wiadomo, gadka szmatka, skąd jesteś, skąd hiszpański, ale potem rozmawialiśmy sobie o… tłumaczeniach. Jak wygląda ten zawód w Polsce, rozważaliśmy plusy i minusy konsekutywnego i symultanicznego etc. Kto by się spodziewał, że z panem od kamieni nawiążę taką nić porozumienia na dobre 20 minut. W międzyczasie wyjął jakiś taki przyrząd przypominający blender z długą igłą jak do masażu głowy, i zaczął głaskać moje nowo nabyte kamienie. Po minie domyślił się, że zachodzę w głowę cóż on wyrabia, i dowiedziałam się, że je odpowiednio elektryzuje pozytywną energią. Ponadto dostałam całą listę z właściwościami kamieni oraz instrukcją, jak się z nimi obchodzić, tzn. jak oczyszczać i kiedy (przy odpowiedniej fazie księżyca oczywiście)
Nie wiem, czy mogę to powiedzieć głośno i jawnie, że się do tego nie stosuję, tylko po prostu „noszę i zachwycam świat”…
Nic to. Po tych kilku godzinach w Alcali, przypadkiem odkryłam…informację turystyczną. Ha. Dobre. Teraz?!?!
godz. 18.01
Siedzę w pociągu powrotnym, zaraz ruszamy. W sumie to po 2 godzinach obeszłam wszystko, no ale skoro mam czas, to chodzę. Nie usiadłam ani na chwilę. Najdziwniejsze jest dla mnie to, że NIGDZIE nie było pocztówek!
A widok z okna miałam wprost imponujący:
Szczęśliwa po jakże udanej wycieczce wróciłam do Madrytu. W pobliskim McDonaldzie kupiłam kawkę na wynos, w Kerfurze jedzonko, i spożyłam tęże wykwintną kolację oglądając na łóżku przytachane folderki. Życie jest piękne! :):):)